<<< menu     <<< wstecz


   DOKUMENTACJA
 

Rok 1967

Tennessee Williams

Szklana menażeria

Przekład: Kazimierz Piotrowski
Reż: Izabela Cywińska - Adamska. Scen: Otto Axer
Muzyka: Jerzy Abratowski
Premiera na scenie przy ul. Czackiego 15.II.1967

Przed dwudziestu laty Erwin Axer wpisał trwale do historii teatru polskiego swą inscenizację "Szklanej menażerii", zrealizowaną w Łodzi z Zofią Mrozowską w roli Laury. Dziś ta znakomita aktorka gra rolę matki tej 24-letniej nieszczęśliwej i kruchej dziewczyny. Trzeba z wielkim uznaniem powitać decyzję Mrozowskiej. Jest ona w roli Matki kobietą pełną wdzięku, jeszcze młodą, choć ciężko doświadczoną przez życie, z którym musiała wziąć się za bary, kiedy opuścił ją mąż, zostawiając na jej głowie dwoje małych dzieci.

Mrozowska zagrała wszystkie niuanse tej bogatej roli: była kobietą wciąż jeszcze ponętną, która przynajmniej podświadomie nie zrezygnowała wcale ze swych kobiecych ambicji i pragnie się podobać, była kochającą matką, która dla swych dzieci poświęciła właściwie swoje życie i była domowym tyranem, nieznośnym w swym despotyzmie podyktowanym troską o los dzieci i biologiczną, bardzo niemądrą do nich miłością. Zaplątała się tragicznie w sytuację, w której wszystkie jej dobre intencje obracają się przeciw niej. Mrozowska była w każdym ruchu i geście, w każdym słowie i myśli prawdziwa. To wybitna rola tej świetnej aktorki. Znalazła zresztą w tym przedstawieniu partnerów godnych jej talentu i kunsztu.

Marta Lipińska zagrała rolę Laury. Niełatwo było jej sprostać świetnej tradycji tej postaci na scenie polskiej. Mamy jeszcze w pamięci Laurę Mrozowskiej. A jednak wydaje mi się, że Lipińska stworzyła postać odmienną, lecz równie fascynującą, co jej znakomita poprzedniczka.[...]

Pięknie zdała trudny egzamin reżyserka tego przedstawienia Izabella Cywińska-Adamska. Wnikliwie zanalizowała tekst Tennessee Williamsa, wydobyła wszystkie odcienie i półtony psychologiczne sztuki, dała spektakl logiczny i zwarty, a zarazem pełen owego nieuchwytnego nastroju poetycznego, który decyduje o sukcesie i powodzeniu przedstawienia.

Otto Axer zaprojektował dekoracje prawie piękne w swej brzydocie i powszedniości wnętrza drobnomieszczańskiego mieszkania amerykańskiego z lat dwudziestych, kiedy zapewne meblowali się rodzice Toma i Laury.

Roman Szydłowski,
Trybuna Ludu 17.II.1967



Niektórym spośród piszących o "Szklanej menażerii" w Teatrze Współczesnym nasuwały się paralele i porównania z przedstawieniem Axerowskiego Teatru Kameralnego w Łodzi - sprzed lat dwudziestu; paralele wypełnione szczególną treścią emocjonalną przez to, że aktorka, którą zapamiętali w roli córki, obecnie wystąpiła jako matka.

Niestety Laurę Zofii Mrozowskiej znam tylko z legendy i opowiadań; była to, jak mi mówiono, olśniewająca kreacja młodej, zdolnej aktorki. Dzisiejsza Mrozowska, jako matka, jest genialną odtwórczynią tej roli. Może to sprawa złudzenia, ale wydało mi się, że w granej przez nią postaci stopiły się - jakby na zasadzie osmozy - dwa życiorysy i dwie tragiczne sytuacje. Przekazywała kłopoty i "małe tragedie" matki wyraziście, stopniując efekty aż do rozwinięcia pełnej ich skali w scenie podwieczorku; cudownie uchwyciła granicę pomiędzy konwencjonalnością swej bohaterki a jej dziwacznością. Najciekawsze jednak, że poza rytuałem zapobiegliwej tyranii macierzyńskiej czuło się w niej przejmujące momenty zrozumienia córki i niemal identyfikowania się z jej przeżyciami i lękami. Dawno już nie widziałem tak znakomitej kreacji na naszych scenach.

Pozostałe role, Marty Lipińskiej, Ignacego Gogolewskiego i Józefa Nalberczaka, świetne i delikatne, składają się na spektakl wysokiej rangi. Rangę te wyznacza okoliczność, że jest on doskonale wyrazisty przy subtelności środków. Nie "nasilając głosu", nie przejaskrawiając efektów, powiedziano akurat tyle, ile potrzeba, aby wszystkie odcienie tego roztopionego w codzienności dramatu odcisnął się ostro w wyobraźni widza.[...]

Reżyserka przedstawienia, Izabella Cywińska-Adamska, nadała całemu spektaklowi nastrój lirycznego smutku, większą wagę przywiązując do przeżyć bohaterów niż do ich słów. Czsem zdawało się, że zbyt zbliżała Williamsa do Czechowa, a zbytnio oddalała od Ameryki - ale przez to spektakl bardziej mógł poruszyć polskiego widza, mógł poruszyć polskiego widza, mógł mu wydać się bardziej bolesny.

Gustaw Gottesman,
Teatr nr 6, 15-31.III.1967

więcej zdjęć ->>>>



Archibald MacLeish

J.B.

Przekład: Maciej Słomczyński
Reż: Jerzy Kreczmar. Scen: Jan Kosiński
Premiera 9.IV.1967

Sztuka jest trudna w odbiorze, biegnie powikłanym torem myśli, nasycona jest poetycką metaforą w stylu biblijnym, z lekka tylko unowocześnionym - a to wszystko nie pomaga w nadążaniu za sensem autorskich rozważań. Ale temat jest pasjonujący: człowiek dotknięty największymi nieszczęściami, jakie mogą się zdarzyć. Co zrobi? Jak się zachowa? Bezradny, bezsilny - czy będzie walczył? Czy tylko bluźnił? Czy podda się z pokorą: Bóg dał, Bóg wziął, Bóg niech będzie błogosławiony?

Nie miał prawa zmarnować tego tematu znakomity autor i nie zmarnował go jako poeta; słowa sztuki są napisane świetnie (i ostro, po męsku przetłumaczone przez Macieja Słomczyńskiego). Ale zmarnował temat dramaturg MacLeish. Mimo najlepszych wysiłków reżysera i świetnych aktorów: Haliny Mikołajskiej, Tadeusza Fijewskiego, Andrzeja Łapickiego i innych - nie jest to dobry teatr. Utwór jest retoryczny, nie posiada tego specyficznego teatralnego nerwu, który sprawia, że ludzie po obu stronach rampy - i aktorzy, i widzowie - jednakowo poddają się woli autora.

Andrzej Jarecki,
Sztandar Młodych 13.IV.1967

Czy taka sztuka trafia do polskiego widza? Nie byłem na premierze prasowej, na której recenzenci warszawscy podobno się nudzili. Za to na którymś z rzędu przedstawieniu rzęsiste oklaski "zwykłej" publiczności nagrodziły aktorów, reżysera i autora. Klaskano, choć czasem wlecze się niemiłosiernie, powolny rytm wiersza, rozwlekłość tekstu, powolność akcji rozciąga spektakl i przytłacza zarówno bogactwem myśli i doświadczenia autora, jak i świetnością konstrukcji dramatycznej. Myślę, że o zainteresowaniu publiczności zadecydowała treść sztuki, jej poetyckość i filozoficzne wątki. "J.B." raczej się lepiej czyta niż słucha i ogląda. Reżyser, Jerzy Kreczmar uczynił dużo, choć nie wszystko, by ją zrobić scenicznie strawną.

Józef Szczawiński,
Kierunki 7.V.1967

więcej zdjęć ->>>>



Aleksiej Arbuzow

Irkucka historia

Przekład: Jerzy Jędrzejewicz
Reż: Erwin Axer. Scen: Ewa Starowieyska
Muzyka: Zbigniew Turski
Premiera 22.VII.1967

pokazał, że potrafi reżyserować nie tylko sztuki intelektualnie i artystycznie wyrafinowane. Pokazał, że umie też odczytywać i pokazywać na scenie sztuki proste, zwykłe, niewymyślne. Dlatego nie bał się w "Irkuckiej" chóru trzech muzykantów przygrywających na harmoniach i gitarze,Axer ani piosenek, ani tańca, ani dziecinnych wózeczków, ani parasoli z "Naszego miasta". Poprowadził spektakl w zmiennym tempie - od długich okresów narracyjnych po szybkie korowody i na pozór nudnawe dyskusje. Bez żenady pokazał wszystko to, co w "Irkuckiej historii" naiwne, śmieszne i nieporadne, i to co sentymentalne, i to co autentyczne, w prawdziwym znaczeniu tego słowa - wzruszające.

Jan Kłossowicz,
Teatr nr 17, 1-15.IX.1967

Bohaterką przedstawienia jest grająca Walę Marta Lipińska, która ukazuje się jako kwintesencja uroku dziewczęcego, prostoty i wdzięku. Umie pogłębic i ukazać wnętrze tej nieskomplikowanej zresztą postaci. Jej szczęśliwego a nieszczęśliwie kończącego wybrańca gra Mieczysław Czechowicz. Sam jego wygląd działa siłą komiczną, dyskretnie tu zresztą miarkowaną. Czechowicz tworzy bardzo ludzką postać człowieka o cechach dobrego niedźwiedzia. Trzecim w tym trójkącie , zakreślającym grę miłosną jest Józef Nalberczak, który ma idealne warunki na zdobywczych amantów tego typu.

Wokół tej trójki przesuwa się na scenie cała parada postaci aktorskich. Ryszarda Hanin bardzo stylowa jako starsza koleżanka Wali. Henryk Borowski, który tworzy prawdziwe arcydzieło charakterystyczności jako stary majster i stary kawaler w zalotach. Doskonały Józef Konieczny jako "inteligencki" Rodik. Zabawny Bogusław Stokowski jako uczący się kultury Łapczenko. I inni: Zofia Saretok, Elżbieta Nowosad, Antonina Girycz, Ryszard Ostałowski.... Wszyscy tworzą znakomitą całość przedstawienia.

August Grodzicki,
Życie Warszawy 28.VIII.1967

więcej zdjęć ->>>>