Rok 1977
Krzysztof Zanussi i Edward Żebrowski
Gry kobiece
Niedostępna.
Miłosierdzie płatne z góry.
Reż. Edward Żebrowski. Scen. Ewa Starowieyska
Muzyka: Jerzy Satanowski.
Premiera 26.II.1977
|
 Walory teatralnego wieczoru oparte na dialogu i grze. Zręczne rozgrywki słowne, wzajemne osaczanie się partnerów, prowadzenie fałszywych tropów, elementy zaskoczenia, maskowanie i kolejne odsłanianie prawdy, próbowanie sił - wszystko to wymagało gry subtelnej, cienkiej, gruntownie przemyślanej.
Bohaterką obu miniatur jest Zofia Mrozowska. Zarówno w postawie obronnej jak i agresywnej. Zrozumiałe, że postawa czynna daje jej większe szanse wykazania aktorskich możliwości. Korzysta z nich swobodnie. Ale jasność intencji, celowość działań, sugestywność wyrazu - w jej dojrzałym aktorstwie - łączy się zawsze z umiarem i dyskrecją. Swoją artystyczną osobowością Mrozowska wnosi coś, co można by nazwać: kulturą sceny.
Bardzo dobrze partnerują jej: Jan Englert, Helena Kowalczykowa, a szczególnie Marta Lipińska. Reżyser Edward Żebrowski, jeden z autorów, rzecz poprowadził kameralnie, z uszanowaniem słowa. Ewa Starowieyska potraktowała dekoracje jako wizytówkę środowiska. W konfrontacji z widownią tekst się "wybronił", bo zawarta w nim dynamika relacji międzyludzkich jest naturalną pożywka sceny. Teatr zaś trafną realizacją przydał mu siły.
Zofia Jasińska
Tygodnik Powszechny 17.IV.1977.
▲
Juliusz Słowacki
Kordian
Reż. Erwin Axer. Scen. Ewa Starowieyska
Muzyka: Jerzy Satanowski.
Premiera 16.IV.1977 r
|
Erwin Axer opowiedział nam na tle czarnych kotar historię romantycznego bohatera, zderzonego ze światem, jaki go otacza. I jeśli w poprzedniej jego inscenizacji nacisk położony został [...] na tytułowego bohatera dramatu, to w tym spektaklu ważniejszy staje się świat, w jakim Kordian żyje. Jest to świat antyromantyczny, bezwzględny, w którym Kordian ginie.
Roman Szydłowski
Trybuna Ludu, 10.V.1977 r.
Axerowski "Kordian" jest przykładem niespodzianek, jakie teatr lubi płatać tzw. zdrowej logice. Kiedy bowiem zgromadzić wszystkie negatywy tego przedstawienia, zda się, że nie osiągnięto wiele. A przecież, wbrew wszystkiemu co podpowiada krytyczny rozum, ten czterogodzinny spektakl pozostawia wrażenie ponad miarę swoich błędów. Zniecierpliwieni, znużeni, pełni oporów - czujemy jednak, że wreszcie jesteśmy nie w kabarecie, na występie estradowym, programie telewizyjnym, lecz w teatrze. Jest to realizacja narzucająca pewien ton, od którego odwykliśmy może zbyt lekkomyślnie.
Marta Fik
Polityka, 28.V.1977 r.
Kordian jest zwyczajnie młody. Tak młody jak wykonujący jego rolę Wojciech Wysocki; bardzo uzdolniony debiutant po szkole aktorskiej. [...] Są tu natomiast [...] dwie kreacje. Jedna zdumiewająca - Wielki Książę Mieczysława Czechowicza, druga znakomita. Car Czesława Wołłejki.
Anna Schiller
Kultura, 19.VI.1977 r.
▲
Aleksander Fredro
Pan Jowialski
Reż: Jerzy Kreczmar. Scen: Jan Polewka..
Premiera 23.VI.1977 r.
|
Jerzy Kreczmar wziął na warsztat sztukę, którą wystawił przed laty na scenie Teatru Polskiego: "Pana Jowialskiego". Powstało przedstawienie zupełnie inne, niż przed laty, wesołe, dowcipne, pełne lekkości i wdzięku. Przyczyniło się do tego bardzo dobre opracowanie tekstu, skondensowanego do maksimum, wnikliwa reżyseria, wydobywająca wszystkie walory tekstu Fredry, a nade wszystko aktorzy, którym przedstawienie pozwoliło zabłysnąć blaskiem talentów. Nie było tu żadnych podpórek ani pomysłów; po prostu przemówił tekst Fredry w bardzo pięknej oprawie scenograficznej Jana Polewki.
Wszystko było tu stylowe, eleganckie, prawdziwe. Nie było gwiazd, lecz zespół. Powstało przedstawienie bez słabych punktów, o bardzo wyrównanym poziomie, co tak rzadko spotyka się dziś na naszych scenach. I mogliśmy przekonać się raz jeszcze, ile szczerozłotego humoru kryje się w tekście Fredry, jeśli podają go wytrawni aktorzy, dbając przede wszystkim o słowo i jego piękne brzmienie. Pomogła tu mała scena, na której nic nie rozpraszało uwagi widzów, skoncentrowanej na aktorach i na tym, co mówili.
Roman Szydłowski
Trybuna Ludu 19.VII.1977.
Znakomite role, świetne kreacje aktorskie uczyniły spektakl w Teatrze Współczesnym wydarzeniem artystycznym wysokiej miary. Parę podróżników, którzy zawędrowali do dworku Pana Jowialskiego grają Jan Englert i Damian Damięcki (Ludmir i Wiktor), traktując swoje role z lekkim "przymrużeniem oka". Maria Mamona była "prowincjonalną gąską" Heleną, która jednak potrafiła omotać miłosnymi sieciami miejskiego panka, Ludmira. Pana Jowialskiego zagrał Zdzisław Mrożewski. Był pełnym wdzięku i elegancji starszym panem, traktującym swoje dziwactwa z pełną... powagą.[...]
Barbara Ludwiżanka jako Pani Jowialska była prawdziwym "echem" swego mądrego, genialnego, "wielkiego" męża. Januszem był Wiesław Michnikowski. Szambelan i Szambelanowa - to Czesław Wołłejko i Barbara Krafftówna. Dwoje znakomitych "wygów" aktorskich. Każdy gest, słowo, spojrzenie miały tu swoje racje, a doświadczenie aktorskie pozwoliło stworzyć nowe, interesujące kreacje tych postaci. Słowem: dobra komedia znakomicie zagrana przez aktorów.
Andrzej Markiewicz
Nasza Trybuna 12.VII.1977.
▲
więcej zdjęć ->>>>
Ion Druce
Największa świętość
Przekład: Grażyna Strumiłło-Miłosz.
Teksty piosenek: Agnieszka Osiecka.
Reż. Maciej Englert. Scen. Marek Lewandowski.
Muzyka: Seweryn Krajewski.
Prapremiera polska 5.XI.1977 r.
|
...pełny sukces osiągnął Maciej Englert reżyserujący przedstawienie. Zarówno zastosowana w tym spektaklu konwencja poetycka wsparta na daleko posuniętej umowności, jak precyzyjne wykonanie przez aktorów Teatru Współczesnego zamysłu reżyserskiego, szczerość, prostota i zapał z jakim najmłodsze pokolenie wykonawców realizowało trudne zadanie (od ról człowieczych do zwierzęcych) wszystko to złożyło się na znakomity rezultat artystyczny.
W przedstawieniu tym piękną liryczną postać Marii stworzyła Marta Lipińska, zaś Jan Englert zagrał Michaja, człowieka twardego, zdobywającego zaszczyty i gorzkie życiowe doświadczenie. Ale prawdziwym filarem wspierającym cały spektakl był Henryk Borowski.
Henryk Bieniewski
Stolica , 15.I.1978 r.
Przedstawienie Macieja Englerta urzeka czystością i prostotą. W doskonałym porozumieniu odnaleźli się reżyser, scenograf, autorka poetyckich ballad (nie ma ich w oryginale) i kompozytor; twórczo rozwinęli i wzbogacili dramat.
Elżbieta Morawiec
Życie Literackie, 27.XI.1977 r.
Pięknie rozwiązał Maciej Englert sceny zbiorowe, w których występują młodzi aktorzy Teatru Współczesnego, grający rolę zdynamizowanego w ruchu, choć nie mówiącego prawie nic, chóru. Raz są żołnierzami, to znowu przeobrażają się w stado owiec, które pasie stary Kelin - jak w baśni, jak w balladzie. Dodaje to uroku całemu przedstawieniu, stwarza ów nieuchwytny, poetycki nastrój ludowej opowieści. Wśród utalentowanej młodzieży Teatru Współczesnego chciałbym wymienić przede wszystkim Joannę Szczepkowską, ujawniającą talent charakterystyczny i poczucie humoru oraz Stanisława Górkę i Marcina Trońskiego, zaznaczających ładnie swą obecność w tym urzekającym przedstawieniu.
Roman Szydłowski
Trybuna Ludu, 23.XI.1977 r.
Trudno doprawdy określić sztukę Druce i to przedstawienie; mamy tu do czynienia ze zjawiskiem na wskroś świeżym, oryginalnym, zdającym się przy tym wyrastać w sposób naturalny ze świata ludowej baśni, nie mającym w sobie nic z wysilonego eksperymentatorstwa.
Ewa Moskalówna
Głos Wybrzeża, 27.XI.1977 r.
W trzecią rocznicę śmierci Konrada Swinarskiego, jury Nagrody Jego Imienia [...] na posiedzeniu w dniu 30.VI.1978 uznało jednomyślnie za najwybitniejsze przedstawienie sezonu 1977/78 "Największą świętość" Iona Druce w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Za spektakl ten - o szczególnych wartościach ideowo-artystycznych i głęboko humanistycznej wymowie - jury przyznało Nagrodę im. Konrada Swinarskiego MACIEJOWI ENGLERTOWI.
Teatr, 20.VIII.1978
▲
więcej zdjęć ->>>>
|