Huzarzy
Mieczysław Brahmer, Teatr nr 1, 15.03.1956

[...] Przedstawienie wyróżniało się zręcznym opracowaniem szeregu sytuacji, które wymagają uważnej synchronizacji ruchów pozornie przypadkowych, a dowcipnym wyzyskaniem przestrzeni scenicznej świadczyło o bliskiej współpracy reżysera (Józef Wyszomirski) i scenografa (Olga Siemaszkowa). Pejzaż krągłych wyniosłości, ozdobionych - jak piórkami na kapeluszu - pędzelkami smukłych cyprysów, wydawał się zabawna transpozycją nie tyle lombardzkich, co raczej peruginowsko-umbryjskich wzgórz, ale zadanie swe pełnił bez zarzutu, a szary murek włączono w akcję znakomicie. Poza nazbyt może statycznym początkiem całość miała ów wesoły koloryt i rytm, które decydują o jej wdzięku. Trzy role wysuwają się na plan pierwszy. Przede wszystkim Tadeusz Fijewski, świetny Flicot, wzór opanowanej, jakby sprężonej i tym skuteczniejszej w działaniu vis comica. Obywa się ona bez groteski zewnętrznego wyglądu, nie popada w zbyt pospolite gierki i nie tłumi dyskretnej melancholii biedaka, któremu lepszy los stale wysuwa się z garści, czy to chudzina próbuje się przemknąć ścieżką przemytnika, czy harcować na siodle huzara. Wszystkie zalety klasycznej subretki skupiła w sobie Danuta Szaflarska: zaczepna ale nie natrętna, bystra i zwinna, skora rządzić innymi lecz umiejąca dobywać ich z matni, pociągająca przymieszką naturalnej kokieterii i ukrytymi wdziękami kobiecego ciepła. Huzarską parę dobrze dopełniał Mieczysław Pawlikowski jako poczciwina troche przyciężki, otumaniony dłuższą już tresurą wojskową.[...] Wieczór w Teatrze Współczesnym jest sięgnięciem do tych zasobów swobodnej werwy, które na głównych scenach Warszawy nie przychodziły ostatnio do głosu. Przyjemnie było stwierdzić, że kółka farsowego mechanizmu nie zardzewiały i gdy zdarzy się sposobność działają ku uciesze wszystkich wyznawców zbawiennej higieny śmiechu.

Deklaracja dostępności