Lir
Jerzy Zagórski, Kurier Polski, 20.03.1974

Sztuka miała prapremierę londyńską w 1971. Jest w stylu modnego przed kilku laty tzw. teatru okrucieństwa. Autor twierdzi, że po to pokazuje na scenie rzeczy okropne, by ludzi ostrzegać przed tym , co ich otacza i co się w ich duszach czai. Europejczycy dzisiaj trawią jakoś te wszystkie okropności, których nie skąpią środki masowego przekazu, a za nimi sztuka. Co tu dużo mówić: wszystkie te świństwa i zbrodnie, jakich nigdy nie brak, nie dadzą się teraz porównać, przynajmniej w Europie, do tego co niosła ze sobą II wojna. Jaskrawe chwyty Bonda, niby to usprawiedliwione tradycją szekspirowską, do której przecież nawiązuje swoją wersją "Króla Lira", nie znajdują , niestety, przeciwwagi w szekspirowskiej równowadze między wzniosłością a otchłanią. Gdyby nie wspaniała gra aktorów, i to wszystkich, spośród których nie powstrzymam się od wymienienia jako wiodącej Mai Komorowskiej w roli Kordelii, Wiesława Michnikowskiego w roli lekarza więziennego i oczywiście Tadeusza Łomnickiego w roli głównej i tytułowe, może byłoby i nie warto iść na tę swoistą przeróbkę sceniczną. I, nie dajmy się zwariować, dzieło jest słabsze od szekspirowskiego.

Deklaracja dostępności