Napis
Satyra na political correct, Temida Stankiewicz-Podhorecka, Nasz dziennik, 28.12.2005

Wreszcie mamy przedstawienie, gdzie nie napada się na widza, zarzucając go potokiem wulgaryzmów, gdzie nie epatuje się widowni obscenami i brutalizmami, gdzie nie wypełnia się pustki myślowej ogłuszającą muzyką, gdzie nie upublicznia się własnej seksualności, a z dewiacji seksualnej nie czyni się waloru, gdzie nie niszczy się narodowych pamiątek i nie napada na Kościół w ramach niemal obowiązującej tzw. political correct. Okazuje się zatem, że nie cały teatr - na szczęście - poddaje się dziś temu absurdalnemu dyktatowi, że nie cały teatr zwariował. Tytułowy napis to graffiti, kilka słów napisanych przez nie wiadomo kogo w widocznym miejscu w windzie domu, którego mieszkańcy znają się wzajemnie od wielu lat. Z wyjątkiem małżeństwa Lebrunów (w tych rolach Monika Krzywkowska i Leon Charewicz), którzy świeżo się wprowadzili. I nie byłoby nic szczególnego w owym napisie, gdyby jego treść dotycząca właśnie Lebruna nie była dlań szczególnie obraźliwa. Toteż trudno się dziwić, że adresat tego niewybrednego "graffiti", Lebrun, broniąc swego dobrego imienia, pragnie dociec, kto jest autorem windowego napisu. Składa zatem wizyty sąsiadom, pytając ich, czy wiedzą, kto mógłby to zrobić. Tym bardziej że Lebrunowie mieszkają tu przecież dopiero od tygodnia i nikt ich nie zna. Sąsiedzi, początkowo zdziwieni całą sytuacją i nawet współczujący poszkodowanemu lokatorowi, szybko jednak opowiadają się przeciw niemu. Bo skoro ktoś tak napisał, to na pewno coś musi w tym być. Niby dlaczego zmienili mieszkanie, co jest tego powodem? Dlaczego nie uczestniczyli w uroczystości poświęconej dzielnicy, odbywającej się co roku? Przecież nie do pomyślenia jest, by mieszkańcy kamienicy w niej nie uczestniczyli, ponieważ takie spotkania integrują. A Lebrunowie wyłamali się z tego niepisanego obowiązku. Ponadto dlaczego żona nowego lokatora zrezygnowała z pracy zawodowej? Czy aż tak dobrze materialnie im się powodzi? Pytania i wątpliwości co do niewinności "ofiary" mnożą się jak grzyby po deszczu. Plotka i obmowa nowych lokatorów stają się ulubionym tematem rozmów sąsiadów. Ale w oczach mieszkańców domu główną winą Lebruna jest to, że zamiast zmazać ów napis w windzie i siedzieć cicho, próbuje dociec przyczyny takiego stanu rzeczy. A poza tym Lebrunowie starają się zachować swoją autonomię, nie poddać się dyktaturze narzuconej przez sąsiadów, jak choćby jeżdżenie na wrotkach, i to bez względu na wiek. Bo taki jest wymóg nowoczesności, a nowa, wspólna Europa jest przecież nowoczesna. Jednak największym "przestępstwem" nowych lokatorów jest ich samodzielność światopoglądowa i niewtórowanie bezsensownym frazesom i wręcz żenującym wypowiedziom sąsiadów, którzy idą z "prądem czasu", są "nowocześni w poglądach", bo tego przecież wymaga obecne status quo tzw. bycia we wspólnej Europie. A skoro tak, to dmą w jedną tubę, głosząc "prawdy niepodważalne". I dziwią się, że Lebrunowie są tak zacofani, iż nie podzielają poglądów państwa Cholley (Agnieszka Pilaszewska i Krzysztof Kowalewski) i państwa Bouvier (Marta Lipińska i Janusz Michałowski), że dzisiaj to już nie ma różnicy między kobietą i mężczyzną, a rodzenie dzieci nie jest tylko udziałem kobiety. Ponadto starość to nie jest starzenie się ciała, to domena ducha, więc można temu zapobiec, jeżdżąc na przykład na wrotkach. Itd., itd. Cała ta intryga z napisem w windzie posłużyła autorowi sztuki, współczesnemu francuskiemu dramaturgowi Geraldowi Sibleyrasowi, do ukazania absurdu i niebezpieczeństwa sytuacji, w której człowiek przestaje myśleć samodzielnie, a zdaje się na dyktat tzw. politycznej poprawności serwowanej przez rozmaite media, a najczęściej ilustrowane pisemka goniące za "nowinkami". To tworzenie mody na taki styl życia i myślenia jest może i zabawne dla widza, ale niebezpieczne w funkcjonowaniu w rzeczywistości pozateatralnej. Tę komedię Sibleyrasa można zrealizować na różne sposoby, nawet jako poważny dyskurs na temat wolności i granic funkcjonowania tzw. poprawności politycznej. Maciej Englert poprowadził swoje przedstawienie w kierunku groteski z elementami skeczu kabaretowego, co jest już "zasługą" (może niekoniecznie zamierzoną przez reżysera) Krzysztofa Kowalewskiego. Wyraziście poprowadzone role przez wszystkich wykonawców podkreślają, jak niebezpieczna dla człowieka może być bezmyślna pogoń za nowinkarstwem.

Deklaracja dostępności