Napis
Paskudny Teatr Współczesny, Joanna Godlewska, Przegląd Powszechny, 2006

"Jeśli umysł będzie za bardzo otwarty, mózg może wypaść". Żaden opis nie zdołałby celniej zdefiniować tematu i intencji sztuki Sibleyrasa niż to zdanie E. Foxa, zamieszczone w bardzo dobrym programie do przedstawienia. Oto do eleganckiej kamienicy w dobrym punkcie miasta wprowadzają się nowi lokatorzy, państwo Lebrun. Po kilku tygodniach pan Lebrun zaczyna obchodzić sąsiadów, zgłaszając pretensję, że w windzie ktoś wydrapał napis: "Lebrun = ch". Sąsiedzi są zakłopotani, wkrótce jednak zaczynają, najpierw po cichu, potem głośno, przyznawać rację autorowi drastycznej enuncjacji. Nowy mieszkaniec jest bowiem wprost okropny. Nie rozumie, dlaczego należy mówić "Czarni" nie zaś "Murzyni", protestuje, gdy słyszy, że starość nie istnieje, że mężczyzna i kobieta niczym się od siebie nie różnią, że religia to przeżytek, że globalizacja "spycha ludzi na margines" i że każdy człowiek z towarzystwa powinien dziś jeździć na rolkach. Państwo Cholley i państwo Bouvier mają poglądy bardzo zdecydowane i postępowe: rzeczywistość trzeba brać od strony "ludycznej", ale należy przy tym walczyć z faszyzmem (bezczelny Lebrun stwierdza w odpowiedzi, iż trzeba to było raczej robić podczas okupacji...), eliminować zacofane święta tradycyjne i ustanawiać w ich miejsce nowe, świeckie - na przykład Święto Dzielnicy albo Święto Chleba - o Arabach i Czarnych trzeba mówić, że są "super", surfowanie w internecie jest obowiązkiem współczesnego człowieka, a nowoczesny ojciec po prostu musi być przy porodzie i przecinać pępowinę dziecku tak zaplanowanemu, by urodziło się pod odpowiednim znakiem zodiaku. Jeśli ktoś tego nie rozumie, jest faszystą. No i tym... męskim członkiem. Dialogi w "Napisie" są bardzo dowcipne, ale ze sztuki wieje grozą. Postępowi kretyni szerzą terror, osobnik nie reagujący właściwie na automatycznie powtarzane slogany zostaje momentalnie rozpoznany jako wróg. Jako obiekt do napiętnowania i zniszczenia. Gęby pełne tolerancji nie tolerują najmniejszej odmienności poglądów. Trzeba wiele samozaparcia, by nie poddać się temu dyktatowi; poprzedni właściciel mieszkania państwa Lebrun, starszy pan, nie znalazł w sobie dość siły, by przeciwstawić się naciskom sąsiadów - tchórzostwo przypłacił wypadkiem (na rolkach) i załamaniem nerwowym. Przedstawienie we Współczesnym widziałam dwa razy: na premierze pod koniec grudnia i w połowie stycznia, dowiedziałam się bowiem, że Englert dokonał w spektaklu korekt. I rzeczywiście, sekwencje, które podczas premiery, jak to się mówi, siadały, po poprawkach (i likwidacji niepotrzebnej przerwy) nabrały tempa, dynamiki. "Napis" ogląda się teraz świetnie, szóstka aktorów - Krzysztof Kowalewski, Agnieszka Pilasaszewska, Leon Charewicz, Monika Krzywkowska, Janusz Michałowski i Marta Lipińska - popisowo toczy wycyzelowany dialog, widownia trzęsie się ze śmiechu, choć trzeba zauważyć, że są w sztuce dowcipy, których nie łapie, jak choćby te o globalizacji. Przekonanie o demonizmie owego procesu najwyraźniej nieodwołalnie wryło się w już w mózgi Polaków i nie dostrzegają oni nic absurdalnego w prostackich, "alterglobalistycznych" hasłach. Teatr Współczesny znów poszedł pod prąd dominujących mód i poglądów. Zamiast śpiewać w postępowym chórze, wyśmiał współczesnego kołtuna, w którego ogłupiałym łbie bezmyślna poprawność polityczna i lewicowa demagogia współistnieją harmonijnie z czarami-marami rodem z ideologii New Age`u. Cóż, pora powiedzieć to jasno: Współczesny = ch... I chwała mu za to.

Deklaracja dostępności