Kamień
"Pamięć sumienia", Temida Stankiewicz-Podhorecka, Nasz Dziennik nr 83/, 9-10 kwietnia, 09.04.2016

"Kamień" Mariusa von Mayenburgaw reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Trzypokoleniowa rodzina: babcia Witha, córka Heidrun, nastoletnia wnuczka Hanna i skrywana skrzętnie tajemnica rodzinna, która powoli wychodzi na jaw. Tak najkrócej można określić premierę warszawskiego Teatru Współczesnego "Kamień" w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Niemiecki autor sztuki, Marius von Mayenburg, znany głównie jako przedstawiciel okreś- lanego w literaturze i w ogóle w kulturze nihilistycznego nurtu "nowych brutalistów", tym razem jawi się w odmiennej roli, podejmując temat rozliczenia współczesnych Niemców z ich hitlerowską przeszłością w stosunku do Żydów. Można by powiedzieć, że próbuje obudzić w społeczeństwie niemieckim pamięć sumienia.

Akcja sztuki toczy się w niemieckiej rodzinie na przestrzeni kilkudziesięciu lat, od 1933 do 1993 roku, w pożydowskim domu w Dreźnie. Oto wnuczka Hanna (w tej roli Paulina Walendziak), jako zadanie domowe polecone przez nauczyciela ma napisać wypracowanie, kto jest dla niej autorytetem. W rodzinie funkcjonuje pamięć o nieżyjącym już bohaterskim dziadku, który uratował rodzinę żydowską. Tymczasem okazuje się, że dziadek, kupiwszy za bezcen dom od żydowskiej rodziny, której rzekomo miał pomóc w ucieczce przed Hitlerem do Ameryki, tak naprawdę jej nie pomógł. Ci ludzie zostali zagazowani w obozie koncentracyjnym, ale w rodzinie utrzymuje się fałszywy etos dziadka.

Sztuka Mayenburga napisana jest w formie nielinearnej. I taką też narrację zastosował reżyser w przedstawieniu. Nie ma tu chronologii zdarzeń, mieszają się czasy akcji opowiadanej z perspektywy wprawdzie trzech kobiet: babki, córki i wnuczki, ale fundamentem przedstawianej historii jest opowieść najstarszej przedstawicielki trzech pokoleń: babci. To głównie z jej urywanych, fragmentarycznych wypowiedzi widz buduje obraz przeszłości tej niemieckiej rodziny.

Witha, doskonale grana przez Barbarę Wypych, pojawia się w różnych przedziałach czasu, w różnych latach, co jest niełatwym zadaniem, ponieważ zmienność planów czasowych dokonuje się błyskawicznie i nie zachowuje chronologii. Jest to tzw. skakanie po różnych latach. Aktorka w mgnieniu oka z siedzącej pod stołem babci ogarniętej starczą demencją (a może tylko udawaną, bo lepiej nie pamiętać trudnej przeszłości, tak niestosownej przecież wobec dzisiejszej poprawności politycznej), jednym gestem, na przykład zdjęcia okularów czy wyprostowania sylwetki, staje się młodą, pełną energii, elegancką kobietą. To najlepsza rola w spektaklu. Ale i pozostałe role są w pełni wyraziste.

Reprezentująca średnie pokolenie jej córka Heindrun, znakomicie grana przez Katarzynę Dąbrowską, jest dość powściągliwa w użyciu środków ekspresji i trochę tajemnicza w prezentowaniu rodzinnej historii, zaś Hanna, wnuczka Withy, w bardzo dobrym wykonaniu Pauliny Walendziak, to dynamit energii, świetnie dramaturgicznie komponuje się z nieco wyciszoną Katarzyną Dąbrowską i zmieniającą wciąż swój wygląd i emploi Barbarą Wypych. Także Monika Pikuła w roli Mieze i Kamila Kuboth-Schuchardt jako Stefanie są w pełni przekonywające, stanowiąc niejako kontrapunkt dla pozostałych postaci, czytelnie budowanych.

"Kamień" jest przedstawieniem artystycznie wycyzelowanym, z łagodnymi przejściami między poszczególnymi planami czasowymi, choć narracja jest wciąż rwana, oczywiście zamierzenie, ale nie zaburza toku akcji, a wręcz przeciwnie, nadaje pewną dynamikę przedstawieniu. Niebagatelną też rolę odgrywają światła, które stanowią istotny element narracji.

To także interesujące przedstawienie z uwagi na podjęty problem obudzenia pamięci sumienia wobec narodu żydowskiego. Chciałoby się, aby niemieccy autorzy zdobyli się także na sztuki budzące pamięć sumienia wobec Polaków mordowanych w czasie wojny, kiedy dalekosiężna polityka Hitlera zakładała poszerzenie przestrzeni, by mogła prawidłowo rozwijać się niemiecka nacja panów. Do tego potrzebna była Polska jako ziemia. Bez Polaków. Toteż w pierwszym rzucie Niemcy likwidowali polską inteligencję. Silni zaś, zdrowi Polacy mieli być początkowo przydatni jako niewolnicy do pracy. Niestety, milczy się na ten temat. Autorzy teatralni pisują obecnie jakieś bzdurne, zupełnie nieważne i nikomu niepotrzebne sztuki postmodernistyczne, nastawione na przerost zdziwaczałej formy i promocję rozmaitych dewiacji, zamiast zająć się tematami, które domagają się ujrzenia światła dziennego, teatralnego.

Deklaracja dostępności