Historia miłosna
Historia miłosna, Krzysztof Stopczyk , Okiem Obserwatora , 28.04.2025
„Historia miłosna” Alexisa Michalika w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Z pewnym niepokojem szedłem do Teatru Współczesnego w Warszawie, na trzecią premierę tzw. nowej dyrekcji. Tym razem reżyserii podjął się sam dyrektor naczelny, czyli Wojciech Malajkat. Nie tylko reżyserii, bo również adaptacji tekstu i opracowania muzycznego, sztuki „Historia miłosna”, autorstwa francusko-brytyjskiego aktora, scenarzysty i reżysera, o polskich korzeniach - Alexisa Michalika. Michalik, za tę sztukę otrzymał we Francji, w 2020 roku prestiżową Nagrodę Moliera dla najlepszego reżysera w teatrze prywatnym i był nominowany do Nagrody Moliera dla najlepszego żyjącego dramatopisarza francuskojęzycznego. Sama sztuka była nominowana do Nagrody Moliera dla najlepszego spektaklu w teatrze prywatnym.
A teraz krótko: wszystkie te wyróżnienia są w pełni zasłużone!
To jest spektakl kompletny! Malajkat, ten znakomity materiał wyjściowy, wspaniale zaadaptował do polskiej rzeczywistości i zaproponował rewelacyjną obsadę aktorską. Nie jest ona liczna, bo na scenie widzimy sześć osób dorosłych i jedną dwunastolatkę. Właściwie pięć ról jest wiodących, a dwie pozostałe są bardzo istotne, z tym, że nie można ich zaliczyć do pierwszoplanowych.
W spektaklu premierowych obserwowałem koncert gry w wykonaniu: Katarzyny Dąbrowskiej (Katia); Barbary Wypych (Helene); Marcina Stępniaka (Robert) i Barbary Biardzkiej (Kaja) – do tej postaci wrócę za chwilę. To samo można powiedzieć o Monice Pawlickiej (Julia), której rola, a tym samym zadanie aktorskie, jest w zdecydowanej kontrze do wymienionych wcześniej i Pawlicka znakomicie odnajduje się w tej zaskakującej roli. Agnieszce Pilaszewskiej (Kuratorka) i Szymonowi Mysłakowskiemu (Lekarz) przypadły bardzo ważne dla całości akcji role, jednak ich obecność na scenie jest dużo krótsza niż pozostałych. Krótsza, ale znacząca i dzięki ich grze, zapadająca w pamięć.
Z oczywistych względów nie opiszę Państwu treści przedstawienia, ale z czystym sumieniem mogę zaświadczyć, że jest ona bardzo odważna jak na polskie warunki i porusza bardzo ważne kwestie, rozpalające naszą opinię publiczną do białości. A więc trzecia premiera i po raz trzeci temat super aktualny. Brawo Teatr Współczesny!
Te trzy premiery nowej dyrekcji Współczesnego pokazują, że nie należy bać się tematów kontrowersyjnych! Wszystkie miejsca będą zapełnione, a widzowie, o tym co widzieli, będą prowadzić „(…) długie, nocne rodaków rozmowy”. I będą zachęcać innych do obejrzenia. Ja robię to samo!
Oczywiście! To nie mogą (i w tych przypadkach, całe szczęście nie są!) prelekcje i naukowe wykłady. To musi być samo życie i pełnokrwiste wydarzenia artystyczne! A wszystkie trzy oglądane przeze mnie spektakle, takimi właśnie są.
O podstawowych warunkach, dostrzeżonych w „Historii miłosnej” już wspomniałem:
Tekst, jego adaptacja i praca reżysera. Gratulacje dla Wojciecha Malajkata!
Zespół aktorski. W tym spektaklu nie ma złej roli, a w przypadku Katarzyny Dąbrowskiej, Barbary Wypych, Marcina Stępniaka i Barbary Biardzkiej to są wspaniałe kreacje. Dąbrowska jest nieprawdopodobnie prawdziwa i wręcz przerażająca w stanach emocjonalnych, które przeżywa, a są one ekstremalne.
Obiecałem kilka słów o Barbarze Biardzkiej grającej rolę Kai. W sztuce ma ona dwanaście lat i tyle samo ma występująca w premierowym spektaklu Basia. Oprócz niej tę rolę grają na zmianę jeszcze dwie dziewczynki w podobnym wieku - Zofia Kulesza i Zuzanna Wieleba. Według zgodnej opinii twórców przedstawienia są one równie znakomite jak widziana przeze mnie Basia. Jej gry nie powstydziłaby się na pewno żadna studentka kończąca którąś z uczelni artystycznych!
Ale spektakl, to nie tylko tekst i zespół aktorski. Wspomniałem na wstępie, że „Historia miłosna” jest według mnie spektaklem kompletnym. Bo do już opisanych pozytywów, dochodzi scenografia, kostiumy, światło i dźwięk. Jak z doświadczenia wiadomo, jeden szwankujący z tych elementów, może zniszczyć obraz całości. W tym przypadku, wszystko jest zgrane ze sobą perfekcyjnie!
Wojciech Stefaniak zaproponował zdumiewająco proste, a równocześnie wspaniałe i funkcjonalne rozwiązanie scenograficzne. Dzięki temu bez żadnych problemów widz może obserwować akcję dziejącą się w różnych mieszkaniach, w szpitalu, poważnym urzędzie, a nawet na bulwarze nadmorskim. To rozwiązanie umożliwia równocześnie podział tekstu (akcji) na stosunkowo krótkie sceny, stale zmieniające się i poniekąd „wymuszające” stałą uwagę widza. Dzięki temu, przedstawienie utrzymuje przez cały czas trwania wspaniały rytm.
Ten spektakl można pokazywać studentom jako przykład wzorowej współpracy scenografa i reżyserów całości i świateł (Piotr Pawlik).
Treść sztuki może zaskoczyć wielu widzów. Część może być nawet zszokowana, ale nie ma co chować głowy w piasek. Takie sytuacje, jakie zobaczycie Państwo w „Historii miłosnej” wyreżyserowanej przez Wojciecha Malajkata, w Teatrze Współczesnym w Warszawie, zdarzają się w życiu i to wcale nie tak rzadko! c'est la vie! [takie jest życie].
Bardzo gorąca zachęcam Państwa do obejrzenia tego spektaklu. To ogromny materiał do przemyśleń i możliwość delektowania się wspaniałą grą aktorską!