Historia miłosna
Historia dla każdego..., Jacek Mroczek , TeatrVaria , 26.04.2025
Historia dla każdego...
W bezpiecznej ciemności widowni można ukrywać się ze swoimi emocjami. Teatr to intymność i bezpieczeństwo. Obserwując aktorów, którzy tuż przed nami, oddaleni ledwie o metry od naszych oczu, opowiadają historie składające się na fundamenty spektakli - stajemy się innymi ludźmi. Pozwalamy sobie na swobodę myśli. Uczuć. Przydługi ten wstęp. Ale spektakl, o którym za moment jest fantastyczny i wzruszający. „Historia miłosna” w reżyserii Wojciecha Malajkata. Premiera Teatru Współczesnego.
Zaczął się ten sezon, pierwszy sezon dyrektora Malajkata we Współczesnym, moim zdaniem niefortunnie. Przaśna komedia „Cud, że jeszcze żyjemy” nie dawała wielkich nadziei na to, że legenda Współczesnego - teatru na poziomie - pozostanie na Mokotowskiej. „Laborantka” już była inna. Madre, momentami zabawne, wartkie dywagacje nad granicami ingerencji w życie ludzkie. A teraz „Historia miłosna”. Teatr Współczesny tym spektaklem mocno akcentuje swoje miejsce na teatralnej mapie Warszawy. To ważna, jedna z ważniejszych premier sezonu.
Mój znakomity Kolega, Piotr Zaremba, po premierze napisał o łzach. Pojawiły się w jego oczach podczas spektaklu. Ostrzeżony, postanowiłem grać twardziela. Nie. Nie umiałem. To jest przepiękny, głęboko wzruszający czas. Delikatny, bardzo osobisty. Ludzki. Patrzyłem na scenę i czułem jak roztapia się lód serca, jak przenika mnie nastrój tej „Historii”.
Zaczyna się niepozornie. Dwie dziewczyny o poobijanych życiorysach spotykają się na drinku. Potem lądują w łóżku. I zaczyna się snuć pierwsza nić tej miłosnej historii. Po trzech latach sielanki postanawiają mieć dziecko. W ciążę zachodzi ta, która miała wszelkie prawa aby odmówić i tego nie robić. Druga nie może znieść zazdrości, że to nie ona będzie biologiczną matką. Odchodzi. Wraca do świata hetero i znika nam z oczu. Na dwanaście lat.
A co dalej? Po dwunastu latach? Nie powiem. Bo po co psuć Państwu tę uroczą, wzruszającą wyprawę do świata przeróżnych odmian miłości. Scena zamienia się w ogród, w którym te odmiany rozwijają się, kwitną i wydają owoce. Wzruszające są relacje między bohaterami sztuki Alexisa Michalika i można być tylko wdzięcznym Wojciechowi Malajkatowi, że ten tekst zaadaptował na potrzeby sceny Współczesnego. Miłość, która buduje, rujnuje, odbudowuje. Daje siłę i zarazem ją odbiera. Jest w każdym człowieku. W każdej drobince oplatającego nas życia. Miłość, która daje nadzieję na lepszych, mądrzejszych ludzi. Tak właśnie mówi do nas „Historia miłosna”.
Wspaniała jest jedna rola. Trudna, bo napisana dla dwunastoletniej dziewczynki. We Współczesnym Kaję grają na zmianę trzy najmłodsze z młodych Aktorek. Ja trafiłem na dzień Zuzanny Wieleby i jestem bardzo zadowolony. To najważniejsza w „Historii” postać. Wokół niej kręcą się sprawy dorosłych, ale i ona sama tymi sprawami zawiaduje. Zuzanna zagrała to świetnie. Skupiona, mądra i prawdziwa. Wielkie gratulacje.
Te zreszta należą się całemu Zespołowi, który stoi za sukcesem „Historii miłosnej”. Jak zawsze świetne Katarzyna Dąbrowska i Barbara Wypych, w rolach dwóch zakochanych dziewczyn od których szalonego pomysłu wszystko zaczyna się dziać. Bardzo dobry Marcin Stępniak w roli błyskotliwego, wrażliwego brata Katji. Tego, który na końcu staje się lepszym, jeszcze lepszym człowiekiem.
I scenografia, której autorem jest Wojciech Stefaniak. Ciekawy projekt. Ten wielki, przedziwny ale nieprawdopodobnie wielofunkcyjny mebel, stanowiący centrum wszelkich działań na scenie. Obracający się i zmieniający wraz ze zmianami sytuacji. Jest leżanką w gabinecie ginekologicznym - ukrycie ekranu USG wprost brawurowe, mieszkaniem Katji, wiejskim domem jej brata i… wszystkim tym, czego potrzeba. Rozwiązanie proste i jak to bywa z prostymi rozwiązaniami - trafione w punkt.
Zaskakująco kończy się ten spektakl. Historia urywa się, pozostawiając widzom przestrzeń do wyobrażenia sobie własnego rozwiązania. Czy happy endu? Czy tragedii, rujnującej zbudowaną właśnie kładkę porozumienia między bohaterami? Każdy może samemu zobaczyć własne zakończenie. Moje jest happy endem. Gdy wyszedłem z teatru dostałem wiadomość od mojej córki. „Wszystko dobrze, wychodzę z pracy”. To moja historia miłosna. A ta ze Współczesnego uświadomiła mi - zapewne nie pierwszy i nie ostatni raz - jak ważna dla mnie ta historia jest…
Teatr Współczesny „Historia miłosna” w reżyserii Wojciecha Malajkata. Polecam każdemu z Państwa - dla wzruszającej refleksji.