Jan Gabriel Borkman
August Grodzicki, Życie Warszawy, 22.04.1975

Kiedy grano u nas tę sztuką Ibsena? Chyba jeszcze w pierwszych latach po jej napisaniu w roku 1896. W każdym razie "Jan Gabriel Borkman" został gruntownie zapomniany i jego wystawienie w Teatrze Współczesnym można uznać za pewnego rodzaju odkrycie. Czy odkrycie czegoś dla nas dziś istotnie wartościowego i godnego przypomnienia? Odpowiedź nie jest taka prosta. Warto było zagrać "Borkmana", skoro stało się to okazją do tak znakomitego przedstawienia. Co rola to kreacja. Już samo podziwianie kunsztu aktorskiego sprawia rozkosz. Poza tym sztuka ta brzmi dziś jak melodramat, publiczność lubi melodramaty i nie ma w tym nic złego. Melodramat rodzinny w kręgu ludzi przegranych: zaborcza matka toczy ze swą bliźniaczą siostrą zaciekłą walkę o zatrzymanie przy sobie dorosłego syna, do którego ciocia rości sobie również umotywowane prawa. Ojciec - właśnie ów Jan Gabriel Borkman - skrachowany dyrektor banku, zamknięty latami w samotni i marzący o powrocie do władzy ponosi karę za największą zbrodnię, jaką popełnił (obok milionowych defraudacji): dla kariery podeptał i zabił uczucie miłości. Syn chce żyć i korzystać z młodości. Wyrwie się z zatęchłego domu spod opieki mamy i cioci, poszuka szczęścia ze starszą od siebie, ale śliczną wdówką o dość swobodnych obyczajach, pozostając zapewne, jako student, na jej utrzymaniu - o czym zresztą w sztuce się milczy - ale niewątpliwie powodowany szczerym uczuciem, którego nie ma zamiaru deptać. Melodramat jest szlachetny w treści i formie, bądź co bądź wyszedł spod pióra mistrza nie byle jakiego. Znać lwi pazur teatralny Ibsena. Nie tylko w stworzeniu doskonałego materiału dla aktorów. Także w doświadczonym i świadomym efektów rzemiośle dramaturgicznym.(...) Aleksander Bardini starannie oczyścił sztukę z naturalizmów. Widać to też w ascetycznej scenografii Jana Banuchy, która wydobyła ponurość tego domu czernią i ciemnymi brązami, ograniczając surowość wnętrz tylko do najkonieczniejszych mebli i rekwizytów. Akt czwarty u Ibsena dzieje się na "wolnej przestrzeni" z domem, drzewami, krzakami, zawieją śnieżną, chmurami i księżycem - tu rozgrywa się na pustej scenie, tylko rozpylone białe światło markuje śnieżycę. Reżyser stonował też sentymentalizmy, patetyczną miejscami retorykę tekstu i różne - dla nas dziś - naiwności. Skondensował dramatyczność przeżyć połamanych wewnętrznie stworzeń, potrafił wzbudzić dla nich współczucie i skłonić do zamyślenia nad drogami szczęścia ludzkiego. "Jan Gabriel Borkman" brzmi dziś inaczej niż za czasów Ibsena, postacie mają nieco inną wymowę. Aktorzy wyciągnęli z tego konsekwencje. Bohater tytułowy dla Ibsena - i współczesnych mu komentatorów - był osobowością imponującą, wspaniałym człowiekiem czynu, którego rozsadza siła twórcza - syn górnika zdobywający władzę, karierę, miliony dla... dobra ludzkości. Dziś stary Borkman nie budzi ani sympatii, ani podziwu. Jan Świderski obnaża nicość tej postaci. W masce twarzy ma coś odpychającego, grymas pogardy dla innych i zadufanie w własną, niewyżytą siłę, bezduszny i bezczuciowy egoizm w dążeniu do władzy, co podkreśla jeszcze napoleoński ruch zakładania ręki. Tylko chwilami bolesny skurcz wykrzywia twarz, popłoch w oczach ukazuje strach i zwątpienie o sobie, znak, że i jego dręczy dramat zmarnowanego życia. Rola zagrana z prawdziwą wirtuozerią. Dwie siostry bliźniaczki, skontrastowane, rozdarte wzajemną nienawiścią, złączone sprzecznymi uczuciami ze starym Borkmanem i wspólną, zachłanną miłością do jego syna: Halina Mikołajska i Zofia Mrozowska. Dwie wielkie kreacje wysuwające dramaty tych kobiet na czołowe miejsce w sztuce. Mikołajska, bardzo "skandynawska" w sylwetce, zakrzepła w nieszczęściu, nienawiści do męża, szorstka i przepojona goryczą, z jakimś monumentalnym rysem boleści, Mrozowska cudownie skupiona wewnątrz, kryje dyskretnie poza szychem i elegancją dostatku zawiedzione uczucia i piętno choroby, w każdym słowie wyrazista i przejmująca. Henryk Borowski tworzy niezapomnianą sylwetkę żałosnego Foldala, jeszcze jednego nieudacznika o zmarnowanym życiu. Zofia Saretok bardzo ładnie i stylowo gra lekkomyślną wdówkę, panią Wilton. W rolach młodych występują młodzi ze szkoły teatralnej. Joanna Szczepkowska dziewczęca córka Foldala i Łucja Żarnecka, pokojówka (obie grają te dwie role na zmianę) okazały się uroczymi zjawiskami scenicznymi. Krzysztof Kołbasiuk bardzo się starał - przy braku doświadczenia aktorskiego - stworzyć przekonującą postać w niełatwej roli syna Borkmanów, Erharda.

Deklaracja dostępności