Kto chce być Żydem ?
Chcesz czy nie chcesz? , Anna Czajkowska, Teatr dla wszystkich , 01.09.2025
Czarna komedia „Kto chce być Żydem?” Marka Modzelewskiego jest – zdaniem autora – niczym zwierciadło, w którym przegląda się polska inteligencja. Bohaterowie, reprezentujący wyższą klasę średnią (upper middle class), postrzegają siebie jako wolnych od uprzedzeń i stereotypów. Wraz z rozwojem akcji okazuje się jednak, że ich deklarowana otwartość i tolerancja są kruche i powierzchowne – szybko się załamują pod wpływem konfrontacji z odmiennością.
Pewnego dnia, tuż przed rodzinną kolacją, profesor filozofii i filosemitka Eliza oznajmia mężowi Karolowi, że zdecydowała się przejść na judaizm. Bohaterowie dramatu są przekonani o słuszności swoich poglądów i postaw – ale tylko do czasu. Nieprawdopodobne zdarzenia odsłaniają przed nimi karty przeszłości, a reakcje na nie ukazują zakłamanie i hipokryzję wszystkich uczestników pozornie „niewinnego” spotkania. Czy teraz porozumienie będzie jeszcze możliwe?
Modzelewski gra na emocjach widzów, nie oszczędzając naszych „dobrostanów psychicznych” ani „stref komfortu”. W sposób zabawny i ironiczny wprowadza do dramatu kolejne, nadto nieprawdopodobne i stereotypowe „zbiegi okoliczności” – zmagania z przeszłością, rodzinne losy zaplątane w historię żydowsko-polską. Narodowościowe animozje ograniczają spektakl, który w pierwszej części wydaje się pozornie uniwersalny, by w drugiej skupić się na konkretnym, nieco zaciemnionym – a szkoda! – momencie historycznym. Za wszystkie czyny naszych przodków, za każde ich przewinienie, trzeba zapłacić. Rachunek wystawiony zostanie nam, potem naszym dzieciom, a może nawet wnukom.
Trochę naiwności i nieprawdopodobieństwa nie burzy dramaturgii i zaproszenia do refleksji zgodnej z koncepcją reżysera, Wojciecha Malajkata. Walka wewnętrzna, problemy rodzinne i małżeńskie, niezmiernie ciekawie ukazane w pierwszej części, zapadają się niestety w nadmiarze uproszczeń, niepotrzebnych wątków oraz na siłę piętnowanych, narodowościowo-religijnych animozji. Sporo tego, i naprawdę trzeba wprawnej ręki reżysera, by nie zalać widza owym „bogactwem”. Muszę przyznać, że Malajkat całkiem nieźle radzi sobie z tymi niedogodnościami. Aktorzy również. W swoich kreacjach umiejętnie podkreślają fizyczne i charakterologiczne cechy, potrafią wykorzystać zwroty akcji i zaskoczenia.
Małżeński duet – Izabela Kuna jako chłodna, powściągliwa profesor filozofii Eliza oraz Andrzej Zieliński, chirurg plastyczny o niebagatelnym poczuciu humoru i subtelnym cieple – zyskują sympatię widzów w równym stopniu. Oboje konsekwentnie i przekonująco budują swoje postacie, walcząc o zrozumienie ich racji. Ich przeciwieństwem jest druga para – przyrodni brat Elizy, Marek (Cezary Łukaszewicz), i jego seksowna, nowa dziewczyna Ilona (Barbara Wypych). Marek jawi się jako brutal i alkoholik, a Ilona to naiwna, głupiutka panienka, przepełniona wiarą w wszechmoc miłości i istnienie mężczyzny idealnego. Wypych z wyczuciem i subtelnością buduje swoją postać, unikając zarówno przesady, jak i nadmiernej emocjonalności.
Ewa Porębska w roli córki gospodarzy, Karoliny, oraz Krzysztof Dracz, jej starszy partner Daniel („polski Żyd z USA”), ufni w siłę rozmowy i wymiany poglądów jako podstawy porozumienia, stoją pośrodku. Uwagę przyciąga zwłaszcza zdystansowany Daniel. Dracz, aktor z wielkim doświadczeniem, niezmiennie czaruje kunsztem, dykcją i aktorskim gestem.
Choć poruszane w spektaklu kwestie mają poważny, a momentami wręcz dramatyczny ciężar, całość nie jest pozbawiona elementów humorystycznych. Dowcip, ironia i lekka groteska nie rozbijają powagi przekazu – przeciwnie, służą jego pogłębieniu. Komizm staje się narzędziem analizy, umożliwiającym stawianie trudnych pytań i prowokującym do autorefleksji nad mechanizmami naszych postaw, wyborów i reakcji.