Pastorałka
Publiczność nagrodzona, Krystyna Gucewicz, Express Wieczorny, nr 14, 11.02.1982

W takich razach, jak ten, recenzent winien właściwie poniechać układania pochwał w krągłe zdania i zamiast tego wołać: idźcie wszyscy, a będziecie nagrodzeni sowicie.

Istotnie, górnym „C” rozpoczął swoją dyrektorską kadencję na Mokotowskiej Maciej Englert. Spektakl Pastorałki” to coś więcej niż dobre, bardzo dobre przedstawienie. To odpowiedź wyzwaniu i zarazem dementi w sprawie stanu sztuki polskiego teatru. Jeszcze więcej: to rzemiosło nobilitowane, to kruszenie mitu o ułomności teatru dramatycznego, niezdolnego (rzekomo) wyjść poza słowo. To przykład rzetelnej, zespołowej pracy, składającej się na godny efekt.

A przy tym nie ma mowy o muzealnej replice Schillerowskiej partytury. Współczesność w tym przedstawieniu aż kipi. Jak to możliwe? Ano możliwe. Zdecydowała o tym witalność, młodość zespołu. Aktorzy wzięli na siebie rolę piszczków, igrców i kuglarzy, ale nie tych z wędrownego teatru misteryjnego, tych z Marszałkowskiej, czy raczej z Miodowej. Zdolnych przeżywać własną radość, radość tworzenia.

W niczym nie łamie to misternie cyzelowanego nastroju, budowanego powolnym rytmem opowieści, śpiewem, tańcem, włożonymi w ramy teatru sakralnego. Intencja reżysera zbiegła się tu z cudownie prostym i funkcjonalnym pomysłem scenograficznym: theatrum dla „Pastorałki” to — jak przed wiekami bywało - ołtarz, z którego zstąpią aniołowie na który wzniosą się aktorzy by tym wyraźniej dostrzegł ich widz.

Same śpiewy zresztą warte są stu pochwał, w harmonii trzygłosowej brzmią jak anielskie chóry, co bywa nierzadko efektem nieosiągalnym niestety, nawet na scenach muzycznych.

Dość pochwal. Jako się rzekło: idźcie. Z tego przedstawienia publiczność wychodzi nagrodzona.

 

Deklaracja dostępności