Komediant
MISTRZOWIE, Andrzej Lis, Trybuna nr 115, 1.07.1990

Każda nowa rola Tadeusza Łomnickiego jest wy­darzeniem teatralnym. Bodaj od Krappa w sztuce Samuela Becketta, przez Feuerbacha Dorsta. Bohatera w „Kartotece” Różewicza, Kościuszką w „Lekcji polskiego” Bojarskiej, po ostatnio zagraną rolą ko­medianta Bruscona w nie granej dotąd na polskich scenach sztuce Thomasa Bernharda, tworzy artysta galerię wspaniałych kreacji.

Jego wielkie role z ostatnich lat mają w sobie coś z naturalnego w twórczości dojrzałego aktora podsumo­wania. Ale owo sumowanie nie ma przecież wiele wspól­nego z powtarzaniem czego­kolwiek. Wprost przeciwnie, odnieść można wrażenie, że Łomnicki wykorzystuje wspaniały owoc własnego talentu i dorobku, jest ciągle zaska­kująco odkrywczy, niespokoj­ny i niepokojący. Że ciągle jest nowy i jakby „ostatecz­ny” jego stosunek do sprawy, aktorstwa, postaci i, że to w gruncie rzeczy decyduje, o sile i intensywności oddziały­wania Łomnickiego. Ciągle teatr jest jego wielkim żywiołem, a każda rola przy­nosi mu sporo szans na no­we odkrycia, które, jak w sztuce Bernharda, z najwięk­szą zachłannością wykorzy­stuje. Coraz częściej przede wszystkim w fascynujących monologach, które budują jego role, wadzi się z włas­nym życiem, z losem, z zawodem, z teatrem, z partne­rem, z publicznością, z auto­rem, z reżyserem, z powagą i śmiesznością, trwałością i ulotnością, tragedią i komizmem, wzniosłością i trywial­nością; ale jak i w ostatniej roli, staje przede wszystkim wobec nieuchronnego i doj­mującego poczucia mijające­go czasu. Coraz częściej, sam na scenie, toczy swoją „grę” z publicznością o jakiś osta­teczny byt teatru, zawodu artysty, człowieka. I im bardziej wokół niego wszystko wydaje się względne tym więcej w nim pasji i prawdy w mówieniu ze sceny rzeczy ważnych i ostatecznych. Jakby rozpadowi rzeczywistości chciał przeciwstawić siłę i niewzruszoność swojego trwa­nia.

Współtwórcą, reżyserem ostatniej roli Łomnickiego jest Erwin Axer, który nawiasem mówiąc, wprowadza na scenę Współczesnego, dru­giego po „Święcie Borysa”, Bernharda. Przez ponad dwa­dzieścia lat Łomnicki i Axer pracowali razem we Współ­czesnym. Tworzyli w nim, jak choćby w „Muchach”, „Karierze Artura Ui”, „Trzech siostrach”, czy we wspólnym „Kordianie” w Narodowym, wiele wybitnych spektakli, które wyznaczały skale war­tości dla całego współczesnego teatru polskiego, a potem przechodziły często do histo­rii.

Temperament aktorski Łom­nickiego zawsze jakby po trosze wyłamywał się ze spo­kojnego, zintelektualizowanego teatru Axera. Dawało to na scenie najczęściej bar­dzo dobry efekt szczególnego uzupełniania się. Po trosze jak teraz w Bernhardzie, kiedy to precyzyjnej analizie reżyserskiej, wynikającej ze wspaniałej analizy literackiej Axera, przydaje Łomnicki swoją dynamikę, barwę, wewnętrzny rytm i takie „ostateczne” odczuwanie rze­czywistości, które bardzo czę­sto wchodzi w szczególny „dialog” z axerowską ironią, względnością, autokomentarzem, przydając wspólnej twórczości, szczególną drama­turgię wewnętrzną. Obaj mistrzowie sceny, jakby wza­jemnie „komentują” swoje postępowanie na scenie, two­rząc na trudnym skądinąd „Komediancie” szczególną partyturę dla nie spotykanej już dziś w naszych teatrach mistrzowskiej roboty na sce­nie.

We Współczesnym zawsze było dużo dobrej pracy. Trochę umownie, po cichu, obchodził w tych dniach teatr swoje czterdziestolecie. Fak­tycznie rocznica przypadała 10 września ubiegłego roku, kiedy to w 1949 Teatr Kameralny z Łodzi pod kierow­nictwem Michała Meliny i Erwina Axera zmienił miasto i nazwę. Teraz chodziło za­pewne o obecność na jubi­leuszowym afiszu spektaklu Axera, może właśnie z Łom­nickim.

Ten teatr w całej swojej hi­storii zawsze należał do czoło­wych scen w kraju. Dia wielu przez lata był po prostu naj­lepszym teatrem. Z tą sceną kojarzą się wspaniałe przedstawienia Jerzego Kreczma­ra („Czekając na Godota”, „Dożywocie”), Konrada Swinarskiego („Opera za trzy grosze”, „Czarowna noc”, „Zabawa”), Aleksandra Bardiniego („Jan Gabriel Borkman”), Zygmunta Hübnera („Zmierzch długiego dnia”, „Grupa Laokoona”), Macieja Prusa („Wiśniowy sad”, „So­nata widm”), a nade wszystko wiele spektakli samego Axera, który swoją osobo­wością zdecydowanie zdomi­nował trzydzieści lat działal­ności Współczesnego. Dał teatrowi klasę, styl i filozo­fię. Mówiono, że teatr jest z inspiracji „literacki”, z ducha „intelektualny”, z rozwiązań artystycznych „kameralny”, ale najistotniejsze wydaje się to, że ze względu na szcze­gólne „zbliżenie” na aktora, miał on zawsze bardzo „ludz­ki” wymiar. Owo usytuowa­nie aktora przed insceniza­cją oznaczało często tyle, że człowiek ważniejszy miał być od wszelkich systemów, za­biegów zewnętrznych, misty­fikacji. I ta cecha decydowa­ła o tym, że Współczesny zawsze bronił naszej „euro­pejskości” w rozmaitych na­szych rodzimych odchyleniach na rzecz azjatyckiego pano­wania systemu nad człowie­kiem.

Jakże dobrze pamięta się wybitne role Ireny Eichlerówny, Zofii Mrozowskiej, Haliny Mikołajskiej, Antoni­ny Gordon-Góreckiej, Ryszar­dy Hanin, Barbary Ludwiżanki, Stanisławy Perzanowskiej, Henryka Borowskiego, Mieczysława Czechowicza, Tadeusza Fijewskiego, Józefa Kondrata, Jana Englerta, Andrzeja Łapickiego, Wiesła­wa Michnikowskiego, Jana Kreczmara, Czesława Wołłejki, Zbigniewa Zapasiewicza.

Nie tylko jednak przedsta­wienia, ale także cały sposób funkcjonowania tego teatru znamionował zawsze jego klasę. To bodaj jedyny w po­wojennych dziejach teatr, którego wieloletni dyrektor i twórca przygotował i wprowadził swojego następcę Ma­cieja Englerta w poczuciu za­pewnienia sensownej konty­nuacji. Czas pokazał, że na­stępca niczego nie zmarno­wał. Pewnie, że jest to tro­chę inny teatr. Innym wy­zwaniom musiał stawiać czo­ło. Spotkał się z inną dra­maturgią i inną publicznoś­cią. Wiele idei axerowskich Englert kontynuuje. Ma do tego własne, bardzo czułe poczucie czasu. Od „Mistrza i Małgorzaty” stał się nie tylko następcą Axera, ale i wybitnym kontynuatorem najnowszej historii Współczesnego.

Szczególnie dzisiaj, gdy wielu ludzi teatru potraciło głowy i w żaden sposób nie mogą sobie znaleźć miejsca w teatrze, ani pomóc teatro­wi w odnalezieniu się w rze­czywistości, wobec publicz­ności, warto przypatrywać się i analizować jak to robili i robią od czterdziestu lat mi­strzowie ze Współczesnego.

Deklaracja dostępności